Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Pierwszoosobowym narratorem w utworze jest, jak wskazuje tytuł, Cyprian Kamil Norwid, polski XIX-wieczny poeta.
Bohatera poznajemy pod koniec jego życia (w, “ostatnich dniach”) gdy, niezrozumiały dla współczesnych mu twórców, umierał w biedzie i zapomnieniu w Paryżu. C.K. Norwid w utworze stanowił...
Ostatnie dni Norwida
Piękno jest na to żeby zachwycało
Nie znam piękniejszej nad piękno ojczyzny
W której - minąwszy przeznaczeń mielizny
Warto zanurzyć obolałe ciało
Pychy się wyzbyć
Grobowce Piękna - kosztowne artyzmy
Których wieczności wzór - piramid stałość
Na duszę kładą tylko plamę białą
Jak bandaż kłamstwa co owija blizny
By nie bolało
A nad Sekwaną pochylona gałąź
Żywa pod blaskiem corocznej siwizny
Wspomina drzewo układane w pryzmy
Gdy Templariuszy Król spalał wspaniałość
W czas wielkiej schizmy
Ściemniała belka w narożniku izby
W której się kiedyś na ludwiki grało
Dobrze pamięta choć wygięta w pałąk
Czas gdy Moliera psy uliczne gryzły
Z Pana pochwałą!
Tu Marsyliankę też się poznawało
Gdy wolność tłumu obwieszczały gwizdy
I bruk paryski był - jak nigdy - żyzny
Bo gilotyna grała aż chrupały
Karki w bieliźnie
Po Bonapartem ścichły echa wyzwisk
Szańce Komuny w bieg życia wessało
I świat w bezduszną obrasta dojrzałość
Knuty z jedwabiu przemysł socjalizmy
Nabite Działo!
Ręce grabieją wino całkiem kwaśne
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy...
Więc cóż jest piękno? Wód słoneczne bryzgi?
Diament w popiołach? Pamięć? Doskonałość?
Gdyby to tylko - byłoby za mało!
Dusza rozpięta raz na Krzyżu myśli
Wyrazi - Całość!