Ogród, z którego jesień wszystkie zdarła wdzięki,
Drzew wierzchołki strzaskane, bielejące kości,
Marmurowy Apollo bez głowy i ręki
I podarte sztandary szumiące w ciemności.
Miłość, która jak wicher przez dusze przewiała,
Łzy piła, jak zwierz była, co krew naszą chłeptał,
Wiarołomne przysięgi, któreś mi szeptała,
Zaklęcia, w którem wierzył i sam je podeptał.
A nad ową otchłanią, gdzie się razem stacza
Zło i dobro i w trupiej rozkłada się pleśni,
Glos się wznosi, co wszystko wskrzesza i przebacza;
"Ach! musi umrzeć w życiu, co ma powstać w pieśni".