[Intro]
Lecę wysoko, to pech, nie dar - fruwać
Widzę eks, ducha w lustrach, rejs po [?]
W tym to korupcja, z jednej strony trudno mi to urwać
A z drugiej strony kocham tournal
Bo władzę, kurwa, radzę sobie dobrze
A radzę sobie odbiec od spraw, które dobrze odbiegają od rzeczywistości durnia nakładem
Nakładem ludzi, co zyskuję z dnia na dzień
Życie to wybór i kolejny za nim później
Rujnuję sobie trzustkę albo wątrobę
Głównie, by gównem poprawić sobie humor i pomyśleć
W obu przypadkach nie wychodzi mi to często
Ja próbuję otwartych ludzi
Tym samym aprobuję Ciebie, to się zamknij i ciesz życiem
Ciągnę z tego, co najlepsze, na zysk nie patrzę
Idę i skumaj jak dobrze się prowadzę
Moja ekipa to giganty, niespokojnie śni
Tron to przenośnia, zrzucimy Cię z niego a poznasz freefall, synu
Nasze marzenia odchodzą jak kres wyrazu
Bo niektóre marzenia to tylko kwestia czasu dla nas
Nie mamy granic, chęci, grabić skromnych, zdobić rany godności
Na flag falangi zrzędzić
Gdy nas zza lata posłuchają wszędzie, dziś
Dziś starczy nasz pogląd nam Twoje MP3
Brnę cel za celem i sen za snem
Pij sobie w brodę albo zacznij pracować nad sobą jak my
I co nas, bez nas, dla Was, nie argumentuj
Obserwuj jak buduję imperium