Kiedy zmora dusi mnie zrywa sen nad ranem
Mówię sobie walcie się z wyra dziś nie wstaję
Przecież ja dokładnie wiem co mnie dzisiaj czeka
A jutro i pojutrze też życie mi ucieka
By mechanizm kręcił się lat dwadzieścia trybię
Ślicznie gramy role swe aż ktoś kozła fiknie
Wyżej...ponad przeciętność
Wyżej...nad mą codziennność
Wyżej...nad chwil niezmienność
Ja wyżej chciałbym pofrunąć...
Tyle lądów tyle miast gdzie do nieba schody
A ja w kraju orlich gniazd z Marią z Częstochowy
Gdy popijesz szarpią mnie wierność i pragnienie
Choć odmiany bardzo chcę nic a nic nie zmienię
Wyżej...ponad przeciętność
Wyżej...nad mą codziennność
Wyżej...nad chwil niezmienność
Ja wyżej chciałbym pofrunąć choć raz...
I gdy zmora dusi mnie zrywa sen nad ranem
Mówi sobie walcie się z wyra dziś nie wstaję...
Wyżej...ja chciałbym się odbić
Wyżej...ponad przeciętność
Wyżej...nad mą codziennność
Wyżej...nad chwil niezmienność
Ja wyżej chciałbym pofrunąć...tak chciałbym odlecieć...wyżej