[Verse 1]
Nie tracę vibu, nie mam chwili bez rozjazdu
Pakuję w tarapaty w tańcu, a się nie domyka mandżur
Nie znam już chwili relaksu, ale beka z dup z gimnazjum, co wróciły z Zanzibaru
Mnie nie kręci taki lajf już
Oddam serce za tę scenę, byle nie mieli mnie za wzór
Kocham podziemie, chociaż wrosłem w nie jak plemię Masajów
I nie ma rzeczy, których już nie sięgnę #Wadlow
[Hook]
Spakowałem w plecak życie
I póki spoko jest to na free nie nawinę
Pisałem "Kibel" z myślą o przejebanej bibie
Gdzie się nie pojawię dziś skandują moją ksywę
Przesadziłem, w swoim gronie jestem no-name
Choć pytają, czy wziąłem i paliłem californię
Nie skończę
Typie, daleko przed końcem
W ciemnej perspektywie zielone jak stary Warblade x2
[Verse 2]
Nie chcę wracać już na ławkę, bo mam przejebany lot
To ja rozdaję karty, się naoglądałem Yu-Gi-Oh chyba
W tym tłumie nic nie widać
A ja skaczę jak pojebany i czuję radość z życia wreszcie
Nie dotykałem się z mefkiem, ale poznałem blisko
I, kurwa, w życiu nie szepnę, że to bycie artystą
To, młody, real talk - z nimi otwierałem wino
Leję zimny Barbados, a oni z puchy ciepłe piwo
[Hook]
Spakowałem w plecak życie
I póki spoko jest to na free nie nawinę
Pisałem "Kibel" z myślą o przejebanej bibie
Gdzie się nie pojawię dziś skandują moją ksywę
Przesadziłem, w swoim gronie jestem no-name
Choć pytają, czy wziąłem i paliłem californię
Nie skończę
Typie, daleko przed końcem
W ciemnej perspektywie zielone jak stary Warblade x2