Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Podobnie jak w “Świadectwie”, Kaczmarski przytacza cudze słowa. Jest to wypowiedź punka, spotkanego ponoć w jarocińskim lesie. Okazuje się on uosobienem nihlizmu i głosem wszystkich, których obecny świat mierzi.
Polityka mi wisi
Dorodnym kalafiorem.
Błogosławieni cisi
I ci, co pyszczą w porę.
Historia mnie nie bierze,
Literatura nudzi.
Ja tam dziś w nic nie wierzę,
A już na bank - nie w ludzi.
Nawet drzewa twardnieją, by przeżyć,
Co tu mówić o ludziach, frajerzy!
A jak się urządzili
Ci z władz i z opozycji?
Ten bił, a tego bili -
Obydwaj dziś w policji.
Więc żaden mnie nie skusi
Na byle ćmoje-boje.
Błogosławieni głusi
I ci, co słyszą swoje.
Nawet drzewa, by przeżyć, korzenie
Zapuszczają głęboko pod ziemię.
Katabas kirchę wznosi
Nie dla nas, a dla Pana.
Więc jakby sam się prosił
By z glana kapelana.
Mnie tego nikt nie wrzepi,
Ja chcę mieć święty spokój.
Błogosławieni ślepi
I ci, co widzą w mroku.
Nawet drzewa rosną w ciemnościach
W dupie mają - na czyich kościach.
Mnie nie rajcuje kasa,
Kwatera czy gablota.
Jak trafię skórę - klasa -
Pieroga wyłomotam.
Wykaże test, żem HIVnik,
To w żyłę - i odjadę.
Błogosławieni sztywni
I ci, co żyją z czadem.
Nawet drzewa próchnieją przedwcześnie
A przecież istnieją - bezgrzesznie.