[Ref.]
Sto tysięcy gigabajtów na sekundę
W naszej głowie
Nie biegamy za dyplomem
Siedzimy w kosmicznym promie
My jak my płomień, nie chcesz sparzyć się to odejdź
Hip hop zdejmuje osłonę
Nasze rany zostawiamy w mikrofonie
[Zwrota I]
Mówiłem to już terapeucie
W razie co powiem raz jeszcze
Pękło coś we mnie w tych Niemczech
Było to gówno zbyt ciężkie
Jestem ja, mój ojciec i autostrada
Nagle świat zastygł, on się jakby zapadł
Kręci mu się w głowie, i nie może mówić
„Dzwoń po karetkę!
Trzymaj się drogi i złap mnie rękę"
Auto stop, skrzyżowanie
Nie wiem dokąd pobiec, Panie
Wale w szyby innych aut
Nie chcą się zatrzymywać, a sercu strach
Ktoś tu pomaga, ja wryty jak głaz
Dochodzi do mnie już pogłos tych syren
On wychodzi z auta na ostatniej swoje sile
Podchodzi, mówi mi „Volim te, sine”
[Ref.]
Sto tysięcy gigabajtów na sekundę
W naszej głowie
Nie biegamy za dyplomem
Siedzimy w kosmicznym promie
My jak my płomień, nie chcesz sparzyć się to odejdź
Hip hop zdejmuje osłonę
Nasze rany zostawiamy w mikrofonie
[Zwrota II]
Długie godziny w szpitalu wprowadzają w trans
Gdy lekarz wam mówi, że nie ma już szans
Długie też dni i tygodnie
Leży tata w śpiączce
Widzisz tez radość tych ludzi, gdy gość po tym czasie się w końcu przebudzi
Trochę zmieniony i trochę bezwładny
Wracasz na nowo rozegrać te karty
Proszę o ten grass, chcę zobaczyć znowu barwy
Zapomnieć resztę roku
Razem z gibonem odpalasz demony wokół
Zrywasz z dziewczyną, bo zapewne cię robi na boku
Chcemy czegoś więcej
Muszę tonąć głębiej
Zagłuszyć bezsens
Zmieniam wiec miasto na większe
Upgrade do nowego życia i ziomków
Do sflaczałych fiutów i zapchanych nosków
[Ref.]
Sto tysięcy gigabajtów na sekundę
W naszej głowie
Nie biegamy za dyplomem
Siedzimy w kosmicznym promie
My jak my płomień, nie chcesz sparzyć się to odejdź
Hip hop zdejmuje osłonę
Nasze rany zostawiamy w mikrofonie
Dwa dni jedzie ta faza na kwasie
Widzisz na niej swą umarłą babcie
Dwa dni na koksie
I dwa dni na amfie
Jesteś kozakiem
Jebiesz sobie życie na starcie
Po to, żeby utopić swe bóle po traumie
Kurwisz się po chatach
Weekend za weekendem spędzasz na obcych kanapach
Hamujesz strach, ale strach lubi wracać
Dusza już poszła na złom
Cele wypadają ci z rąk
Nie pamiętasz ziom gdzie jest dom
Nagle porywamy cię z przyszłości to Kosmiczny Prom
I zmywam twoje grzechy jak trąd
Nigdy już nic nie liczy się na majku
Życie wbija nóż, a ja na biciwach parkour
Myśli same oczyszczają duszę, ty nie pytaj mnie skąd
I tak krzyczę do przeszłości
SPŁOŃ!
[Outro]
Niech płonie wstyd
Niech płonie nadzieja
Niech płonie udręka
Żal, zazdrość
Wolę spłonąć
Niż się przed nimi ugiąć