Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A.
Mor W.A. & Kulfon & Młody Łyskacz
Mor W.A. & Zator & Juras
Mor W.A.
Mor W.A. & Svaras
Mor W.A. & Lui (POL)
[Zwrotka 1: Łyskacz]
Dziesiąta z rana – godzina młoda, nie mam nic w planach
Wychodzę z mieszkania, schodzę po schodach, a tam pierwsza kłoda – sami wiecie
Leży srebro na parapecie – na nim plama
Schodzę niżej, na półpiętrze jakiś baran
Helu ćwiara zjarana, japa jakaś bez wyrazu nakirana
A za drzwiami schowana jego mama załamana
Nie wie sama, co ma robić
Jak w podobnej sytuacji prawie każdy rodzic
I zwątpienie w niej się rodzi, czy mu dała życie gorzkie, że je takim cukrem słodzi albo proszkiem
Jeszcze chwila i wychodzę z klatówy
A tam jakiś typ gruby – kawał skurwysyna
Wzrokiem pedofila obcina jak istota niewinna
Bawi się małe dziecko co o życiu mało wie, ale matka przestrzegała je:
"Nie zadawaj się z obcymi, choć z pozoru człowiek miły"
Dziecko nie ma zaufania do takiego pana
Co słodycze daje w zamian za chwilę dotykania
Ale może to już moja mania
Może tylko sobie patrzy, sam bóg wiedzieć raczy
A ja dalej za swoimi krokami
Szarymi chodnikami się przemieszczam – tutaj mieszkam
Drzewo-wierzba, drewniana ławeczka
Widzę z daleka swojego człowieka
A z nim jego koleżka, ale nie są sami
Przez policję spisywani, jak to zwykle bywa za nic
Postrzegani jako młodociani chuligani
Bo inaczej ubrani, przez przechodniów wytykani, wzrokiem gani starsza pani
A psy zajarani, społeczeństwo ich chwali
Bo przestępców złapali – śmiech na sali, ja się zrywam
I nie ukrywam, że unikam fiskania
Tak bywa, że czas upływa
A dyskusja z nimi to jego strata, pora na konkluzję z obserwacji tego świata:
Nie wszystko dookoła jest takie piękne
Widzę rzeczy, obok których trudno przejść obojętnie
Ale naprawianie tego to nie dla mnie zajęcie
Co ma być, to i tak będzie
Tyle rzeczy złych czai się wszędzie
A w tym ludzi spędzie większość przykleiła se do twarzy szczęście
I fałszywy żywot wiedzie w swoim wymyślonym świecie
[Refren: Łyskacz]
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
Świat, z którego jestem dumny (Czasem)
A czasem się go wstydzę
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
Świat, z którego jestem dumny (Czasem)
A czasem się go wstydzę
[Zwrotka 2: Łyskacz]
Jak okiem sięgnąć – wszechobecna obojętność
Panuje na ulicach, ludzi ogranicza znieczulica
I pożera świat, zupełnie jak szkorbut
Już dosyć o tym – pora na powrót
Wtedy jak na ironię sprawy przybierają diametralnie inny obrót
To tak jakby w rajski ogród przerodziło się piekło
Nagle robi się lekko
Zaczynam zauważać wokół siebie piękno
A rzeczy złe powoli bledną
A w tym ludzi spędzie jednak znajdzie się miejsce na prawdziwe szczęście
A najczęściej tam, gdzie ludzie żyją w biedzie lub na ulicach
Oni doceniają to, co sami mają, co dostają od życia
Radości znają innego pokroju niż wartości materialne – mowa tutaj o miłości
To dla nich naturalne, co banalne dla tych
Którzy myślą, że mogą kupić wszystko
Ale ja wracam do tych, którzy są tu blisko
Szanują siebie, a poza tym całe swoje środowisko
A każdy się stara, by na pierwszym miejscu były
Miłość i wiara, honor i nadzieja
A nie demonstracja siły
Na barkach rodziny przez ojca dokonana
Albo nałóg dziewczyny, która na kolanach
Chapsa dzidę za ćwierć grama – dramat (Dramat)
Jednak jak miło czasem spojrzeć, dojrzeć
Co dobrego dajesz Boże i co jeszcze dać mi możesz (Możesz)
[Przejście: Łyskacz]
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
[Refren: Łyskacz]
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
Świat, z którego jestem dumny (Czasem)
A czasem się go wstydzę
Idę (Idę) – Patrzę (Patrzę) – Widzę (Widzę)
Świat, z którego jestem dumny (Czasem)
A czasem się go wstydzę