Leáá tam pod deszczem
W krzyá ramiona z ciaáem ukáadam
Pode mná áoáe szeleszcze
Z ptakáw figury do lotu siá skáadam...
Krzyki doniosáe o niebo wrzucam
Nie wiem o co, lecz z przyjemnoáciá
Ale nawet drzazgi nie wáoáá tam echem
W mur szary niezmácony ludzkoáciá...
Nade mná mgáa tuá na sercu siá káadzie
Gástá trupiá bielá áycia wypeánia
Czáonki zrodzone me lekkoáciá wiedzie
I do lotu nad gárami unosi...
I wnet oczy otwarte ze áákáymi liáámi
Martwymi loty moje podniebne ráwnajá
Z ziemiá znáw jednoáciá stajá siá koáci
Zapadam siá by znáw byá poczátkáw krainá...
Wracam...