‏‏‎ ‎kangol

[Zwrotka 1]
Nie muszę palić trawy żeby poczuć luz, z miejsca gdzie skurwieli tyrał brud
Tu być albo nie być to jest wybić się kiedyś nad tłum
Jedyne co w głowie siedzi, by na chwilę zniknął głód
Wszyscy w szponach masonerii, niewolnicy własnych głów
O lepsze jutro ile modlić się?
W nocy w pokoju wśród melodii, kminiąc jak zarzucić mocny wers
Wiem, że każdy z demonów w gębie głośny jest
Na wodzy trzymam myśli, by mieć dobry sen
Tu każdy z ośki chce mnieć szmaty w dm
Pierdolony swag z polski się rzucił im na łeb
Udawane bandziory próbują wzbudzać lęk
A mają zranione serducho, bracie przecież dobrze wiem
Bo zawsze pushowałem prawdę sam na kwadracie pisałem, aż zasnę
Zostawiłеm w liniach całą pierdoloną pasję
Paru g's jak duchy w noc unosi się nad miastem
Moi chłopcy są na wiecznеj walce
Ten świat zgubił zasady za trochę błysku i sławy gotowi zabić
A gdzieś tam głęboko w rany patrzą się diabły
Hedonistyczne przekazy, by wejść do bani
To gówno bracie nie z nami, jebać układy
Ten świat śmierć rzucił na piedestał
Jedynie na wersach mogę się wam wbić do serca
Na bani nie tylko Kangol, no bo niosę ciężar

[Zwrotka 2]
Na bani nie tylko Kangol i loki i chyba dlatego jeszcze dyszę
Za wysokie skoki żeby dać się ściągnąć jeszcze niżej
Tam gdzie byłem dziś pora zarzucić lekcję liter
Każdemu jednemu skurwielowi co po wszystkim będzie ryczeć
Wy i prawda to jak boks i małe rękawice
Chociaż freak fighty są poziom ponad cały polski hip hop
Jebać aborcję, eutanazję i waszą lewacką kminkę
Prawda nie jest subiektywna, a ja pluję real talk
Jesteście na usługach diabła by dostać parę wyświetleń
Was to jeszcze kurwa jara, że słuchacz kupuje brednie
To wszystko to zwykła farsa która się rozpłynie z deszczem
I wyjdzie słońce nad miasta, gdzie smutek zatruwał serce