Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Jacek Kaczmarski
Ostry nóż wchodzi w chleb
Deszcz okruszków sypie się
Grzęznę w tłuszcz, z oczu łzy
W ciepłych strużkach płyną mi
To cebuli żółte młyńskie koła
Przygniatają mnie do kromki
Wsmarowali mnie od czoła
Aż po kręgi i korzonki
Przyprawiają według karty
Sól mnie szczypie w nos, pieprz wierci
A ja wcale nie chcę być pożarty
Mnie nie spieszy się do śmierci
Jakim prawem starcy ludojady
Przyrządzają sobie tę kanapkę
Wrzeszczę przygnieciony i bezradny
Wciskam w tłuste masło łapki
Jeszcze sokiem z cytryn mnie spryskują
Żebym przed spożyciem skurczył się
Przecież ktoś się musi za mną ująć
Tak po prostu wszak nie zjedzą mnie!
Drgnął mój chleb, unosi dłoń go wzwyż
Boże!
Czuję dech, zgłodniały widzę pysk!
Może
To jest żart, czy śmiać się mam czy łkać?
Patrzę
W lśnienie warg, co zaczynają drgać!
Nagle
Otchłań ust i zębów biała grań
Woni
Zgniłej chlust! Ruchomą widzę krtań!
Bronię
Się co sił... wtem trzask i mrok mnie skrył!!!
Masło świetne, chleb wspaniały
Człowiek z lekka był zgorzkniały...