[Verse 1]
Ile razy już słyszałem
Że w końcu ten rok będzie moim
Ale niestety nie będzie, bo na płycie wciąż nie mam twoich idoli
I nie szukam alternatyw, póki muzyczne wystarczą
Paranormalnie aktywuję paru, więc moi fani są sajko
Nie da się wyjąć z kontekstu ile zawdzięczam domowym pieleszom
Znów przez ambicje bywam nie na miejscu
Poziom przenosni mych prawie teleport
Pozornie przeszłość zostawię za sobą
Pójdzie w niepamięć wszystko co mi bliskie
Zapomnieć o was to gorsze niż blackout
Rozmiaru dziewiątej plagi egipskiej, więc:
[Hook x2]
Muszę być tu dla mamy
Muszę być tu dla braci
Muszę być tu dla branży
I się w tym nie zatracić
Bo przez beef z problemami
Siedzi mi ciągle w bani
Oddział strzyg z demonami
I chcą bym to zostawił
[Verse 2]
Lawiruję między wymiarami cierpienia
Temu, że ziemia znów zabiera dziadka w reminiscencjach
Temu, że wokół ta sama popierdolona materia
Tu nawet z Anakina by zrobili ojca na medal
Wybrakowanie z empatii nie zmieni ciebie w faceta
Zakodowane to dawno mam w genetyki tokenach
A moi ludzie są w Villain iSą nie do zastąpienia
Ekwiwalenty nie istnieją na poziomie sumienia
Nie być samym, nic ponad nich
Wtedy gdy pole tych polemik to pole min
Nim czeka Abrahama tranzyt
Na łona byt i byle tamci wannabe tu wannabe me (skrra skrra)
Muzą paradise, a jedyne co w ich kuluarach my stawiamy nad
To niesamowita tematyka w dybach porównań
Pa jak młody Tarantino, tera wpada tu na majk
[Hook x2]
Muszę być tu dla mamy
Muszę być tu dla braci
Muszę być tu dla branży
I się w tym nie zatracić
Po przez beef z problemami
Siedzi mi ciągle w bani
Oddział strzyg z demonami
I chcą bym to zostawił