Człowiek się zaczyna gdy musi nocą sam wejść w ciemny las
Siema Gural
[Zwrotka 1]
Wchodząc w las słyszę fanfar huk
Wokól cisza - milczy nawet sam Pan Bóg
Kolumny świątyń zwisają aż znad chmur
By nie zszargać nic idę na palcach stóp
Pamiętam karnawał na stołach szampan stał
Gotów bym zabrał go i potem wlał se w ryj
To żadna fucha robić zawrót głów
Knapiwo marna twarz no ale także świr
Omijam [?], włażę na śliski głaz
Wącham zwykły mech i widzę milion barw
Zrobiłem tysiąc salt, jedno wyszło mi
A tak się Miszkin śmiał i nie pamiętał nic
Ostatni trampka lot wisi wśród koron drzew
Obok mam swój dom, jej serdeczny śmiech
Wychodzę z lasu zdrów, oddycham pełnią płuc
Wokół cisza wciąż - milczy sam Pan Bóg
[Zwrotka 2]
Lazłem miastem w noc, wokół syreni śpiew
Rytm mi werbel tłukł, kochana WWA
Dzisiaj nie śpię już, długo się biłem w pierś
I będę bił się znów, gdy stanie wróg u bram
Widziałem ślepy pęd i nadludzki trud
By wokół zmienić coś i dziecka uśmiech czuć
Tak jak JWP, tak jak DGE, tak jak WCK czy MRPW
Żeby prosto żyć i robić wielkie joł
Rozpalać płomień serc, siekać szybki szmal
Z armią jak HXM Ewenеment stąd przenieść na inny grunt zamiast pić i kraść
Jеstem enfant terrible, ale nie Robespierre
Pod krzyżem płonie znicz, krzyż na barkach mam
Bonny dał mi bit, scratche zrobił Lem
W sumie nie wiem nic, ścieżkę badam sam
Widzę grzmotu błysk, przekraczam domu próg
Kropli szum - czym jestem wobec nich?
Ocean ludzkich trosk i każdy musi pić
Więc kto kumpel jest, a kto mój wróg?
Wybuch drzewo dziś, jutro się łamie w pień
Po kiego grzyba mi się tylko toczy krąg
Anielską słychać pieśń i spod skrzydła szkwał
Karbuje tafli czerń, ja se kopcę coś
Stojąc u brzegu dna, grając drzewny blues
O tym że jest jak jest, życie ciężki znój
Jeden dureń gdzieś pośród tęgich głów
Może zmienić bieg wielkiej rzeki
Poranka rześki chłód strąca koszmar precz
Wyciska siódmy pot z moich dłoni dwóch
Nie czuję wstydu dziś, kiedy patrzę wstecz
Bo dobry Bóg widzi te kroki w przód