[Zwrotka 1: Bisz]
Nie wiedział, jak skończyć, jakim ostatnim słowem
Nie rozumiał swojej zbrodni, a czuł się Raskolnikowem
Jak wilk głodny, zziębnięty do kości - są rzucone
Widowni jak psom, a klepsydry dawno obrócone
Wyszedł naprzeciw swoim snom, dziś nie może zasnąć
Na rozmyślaniach trwoni noc, gdy na dworze jasno
Robi się, nie czuje żeby zrobił błąd, Boże, jak to?
Czy nasze losy ustalone są za nas już dawno?
Godzina świtu mija, ptaków głos, przestronny balkon
Hotelowy leżak, krąży bursztyn, gdy obraca szklanką
Na swe codzienne tory powoli znów wraca miasto
Pomarańczem drgają jeszcze światła, ale zaraz gasną
Setki ludzi, setki aut, ruch uliczny trawi
W pierwszej chwili widzi w nim chaotyczny organizm
Lecz zaraz obraz składa mu się w logiczny mechanizm
Dostrzega znaki oczywiste, jak mógł je przegapić?
[Refren: Kay]
Gdy patrzę wstecz, widzę sploty dróg
Choć mylą bieg, wszystkie wiodą tu
Przez ogień i mrok
Gdy patrzę w dół, widzę jak na dłoni
Przyczyny, skutki mojej historii
Lecz widać to stąd
[Zwrotka 2: Bisz]
Między jawą a snem tkwiąc łatwo plątać fakty
A każdy błąd jawi się jak konieczna forma prawdy
Patrzył tępo w telefon, przeglądał kontakty
Gdzie są jego przyjaciele, co? Zadzwonił do matki
Słuchał sygnału, miał wrażenie, że od długich minut
Patrzył przed siebie czując wewnątrz nieodparty przymus
Odległe odbicie w szybie biurowca vis a vis mu
Przywróciło pamięć nagle, a w słuchawce padło - synu?!
Rozłączył się natychmiast, lecz się nie chciał przerwać sygnał
Śpiewały syreny, błyskały syreny, nie miał wyjścia
Widział znaki, czytał znaki, ale nie chciał przyznać
Że zew wysokości to lęk, jaki budzi ziemia z bliska
Deszcz zalewał oczy, w jedno zlewał przegrać/wygrać
I jakby z dołu jakiś głos mu szeptał: "trzeba wybrać"
A on słuchał tego głosu chcąc żyć
Czasem żeby pójść do przodu, trzeba zrobić krok w tył
[Refren: Kay]
Gdy patrzę wstecz, widzę sploty dróg
Choć mylą bieg, wszystkie wiodą tu
Przez ogień i mrok
Gdy patrzę w dół, widzę jak na dłoni
Przyczyny, skutki mojej historii
Lecz widać to stąd