[Zkibwoy]
Yo, yo, yo, yo, yo, yo, yo
Zkibridibribwoy
[Stasiak]
Trzydzieści osiem remix!
[Zkibwoy]
Stasiak, Zkibwoy, 83-38 symetria liczb
[Stasiak]
Tak jest!
[Zkibwoy]
W chuj ukrytych znaczeń Mordo
[Stasiak]
16 marca 1983, co to jest za kosmiczna sytuacja…
[Zkibwoy]
Wszystkiego najlepszego Łukasz, zdrowia i dostatku, bang!
[Zwrotka 1: Stasiak]
Na początku świat był mały
Świat to były kwartały
I one nam wystarczały
One nam dostarczały
Wszystko co pierwsze
Wszystko szybko koniecznie
Troska na piątym piętrze
Beztroska na piątym piętrze
Bloki widziały, ja nie mogłem mówić
Znałem tych dobrych i znałem złych ludzi
Pierwszą zwrotkę pisałem z Andrzejem
Jak RHX znaliśmy korzenie
Ziomek zrzygał się w szkole na dziennik
Robert prawo jazdy miał pierwszy
Potem świat był nieco większy
I chyba wciąż niebezpieczny
Kolejni bliscy odeszli
Pierwszy raz byłem przy śmierci
Pod Underem, nas dwudziestu
Ławki w parku, nas dwudziestu
Pod Restaurant, nas trzydziestu (elo DIX)
Chwilę potem miałem zespół
Chciałem wersów, miałem label
Miałem żonę, córkę pięknie
Jeszcze moment, wszystko jebnie
Ktoś powiedział: „Było pewne!”
Nagle świat był wielki na maxa
Ja od nowa miałem dorastać
Z apartamentu, do eM jeden
Sam musiałem zadbać o siebie
Musiałem zadbać o Ciebie
Razem z mamą dbamy o Ciebie
Kolejni bliscy odeszli
Poluzowały się rodzinne więzi
Zdrowie nas nie chciało oszczędzić
Mama traci głowę bez przerwy
Siłę mam, miłość jest
Ewa, Ja perfect match
Nie oszukam liczb, proszę:
Stasiak Łukasz trzy osiem!
Łukasz Stasiak
Trzy osiem
Osiem trzy
[Zwrotka 2: Zkibwoy]
83 gówno pamiętam, wylazłem z łona
Tego samego dnia co Stasiak, szatańska numerologia
Stary się zawinął szybko nie chciał obowiązków, czy coś
Z mamą było spoko, blisko Stilon, distro kaset na zoo
Za „koszulkę z murzynami” przyjąłem kastet na gębę
Ale skinheadzi są tymczasowi, a Wu-Tang jest Forever
Miałem gadkę niezręczną, to zacząłem pisać wiersze
Bo tylko tak mogłem zdobyć fajny spacer po mieście za rękę
Złote 90, juma na parafii gruba w pytę
Chciałem akceptacji starszych, rapsy dały mi tam bilet
Najki których nikt nie miał były tylko tam, cud
Zapach Armani mami, wjazd w obszczanych bram smród
Ogród domów z betony komuś pomógł, a kogoś strawił
Lata jebły jak głowica magnetofonu, fundament dały
Familia razem, ja trzeźwy, garnek pełny bracie
I niech kapie papier, co zapracowane to nasze, na razie
Zkibwoy
Trzy osiem
Osiem trzy