Kierunek WWA wsiadamy w blablacar
Nabieram dobry vibe słuchając kendricka
Choć kilometr przed celem lablab Przemek złapał laczka
Z uśmiechem przed siebie docieramy na okęcie
W recepcji otwieram paszport i taka niespodzianka że ten który trzyam w ręce nie jest mój mniej więcej
Tak nagła panika sprawia że myślę szybciej
Jak Bethesda powierzyłem dużą misję
Dotrzeć do stolicy w 3 godziny z dokumentem
I co jest piękne że zrobili to Szymon i Jędrek
Pełen banger piątki zbite i lecimy tutaaj
Na lotnisku mówią coś że maszyna zepsuta
A i tak odleciałem jak niejeden boeeing
Dreamliner do krainy morfeusza start z podłogi
Poprawka, na obecną sytuację przyda się
Ale teraz ja ustalam te warunki kamracie
Refren
Pomimo późnej pory, dobry morał w cenie jest
Po słuchaniu reszty rozglądam się tu za cashbackiem
U mnie kolorowo jak u dawcy pamięci
Młody Jan Chagall sunę przed siebie jak optimist
Na pokładzie wita uśmiechnięta stewardessa
Wymuszony odruch ale wszystkie płyny we mnie miesza
Wysiadam i cały się topię jak lodowy sopel
Nic nie zostawiam na potem choć czuję go jak skaczę skaczęw ogień
Życiowe turbulencje w końcu kto tego nie przeszedł
Chyba książe z bajki, albo banan w mercedesie
Wiecznie dzikie życie jak jebany mada… czekaj
Nie dla miękkich cipek jak dywany od samego mesa
Lecę do płyty jak ten ciechan na chodniki, oni chcą wyniki
A ja nie chcę zostać nikim, mam te pliki
Łejwy w rarach, dyszki w barach listy zadań
Lata starań i co powiesz mi że się wypalam
Może nawinę coś o pieskim życiu chociaż
W tym przypadku będzie to niezrozumiana metafora
Nie będę ich rozliczał z rachunków sumienia
Za to zmienię tło na jakiś znacznie milszy temat
Refren
Pomimo późnej pory, dobry morał w cenie jest
Po słuchaniu reszty rozglądam się tu za cashbackiem
U mnie kolorowo jak u dawcy pamięci
Młody Jan Chagall sunę przed siebie jak optimist
Ej ej ktoś z pomostu krzyczy Janek zwolnij
Mogę zwolnić jak u stóp mi stanie Loui Gerstner
Nie chcę brać L4 jak chory pracownik
Choć dziś komórki szare jak u marzyciela nieobecnee
Opuszczam rynek z siatką liczi
W łapie bilet do stolicy
Piję aludę i się nie przejmuję niczym
Rynki przesiąknięte armomatem ziół
Owoców warzyw kadzideł na ulicach pełno psów
Zamiast kota w worku miałem gada w majtach
Gdzie bym nie był nie będę trzymał węża w kieszeni sprawdzaj
7 odcieni na glebie i czysty błękit nade mną
Nadmiar promieni na ciele, stąd pierwsze znaki dla ciemnot
To nie pomyłka jak blue penny
Na plażach szukałem świętego spokoju i swych cieni
Będąc tam nie chciałem nic zmienić
Bo jak bruno mars gwizdałem na wszystko bez ściemy