Zapięty tuż pod pasem rozbity już na bank
Strumień reszty odpowiedzialności chroni mi flank
Skończył się skunk chyba czas na mak
Głowa się po stole toczy pompuje bo to flak
Widok trzecioosobowy zbędny głębszej ej rozmowy
Czasem trochę chory to chyba te potwory
Gardło się zapadło podkręć to imadło
Żądło wbite siedzi ale ważne żeby siadło
I może coś z nim zrobię ale nawet miło boli
Da mi to świadectwo że trzymam krzty kontroli
Ale dobra już lej tylko trochę czulej
Bo puszcza mi klej i zaczyna być podlej
Po Pogłosie brak mi głosu ukrywanie znów chaosu
Łamie kości decyzyjne by odmienić trochę losu
Jestem debilem miałem spać ale zgubiłem chwilę
Jakoś się ogarnę ale teraz zrobię dobrą minę
I może komplikuje i na marne błędnik truje
Stanąć wyżej nad tym wszystkim i rymować tak jak czuję
Wewnętrzne głosy podskakują wolne od pętli
Ubrane gonią Fendi i chcą flipować candy
Jesień tych abstrakcji
I bardzo krzywych akcji
Rozbitych w ziomkach fakcji
Się zmieniło od wakacji