Chciałbym żeby spokój nie był deficytem
I dryfuje między syfem na dnie
Podtapiany nieporadnie
Zamykam oczy, film o jeżu we mgle
Niebanalnym stresem stymuluje serce
Chowam trzecie oko w ręce
Witam na pokładzie o numerze dziewięć
W głowie przedziwną mam zieleń
Przetwarzając sto wcieleń
Szwy pękają, jak na organiczngm targu pcheł
Boli cię serce, jak mnie brzuch po najedzeniu w Taco Bell
Rozstawiłem hamak na planecie 02'
I ulegam sugestiom w kwestii roztopienia ciekłych mas
Kurt Cobain mnie poprosił w piekle o autograf
Więc przywdziałem swój okular, gdy minął mnie struś o kulach
Imaginacja świata w postradzieckiej siatce
Przyprawiła mnie o dreszcze i zamknęła duszę w klatce
Roztopy z łatce bezsensownych paradoksów
Zapomniałem słowa, by opisać nieistnienie losów
Chyba wpadłem w furię żeby wam umilić czas
A defektów istnienia nie zredukuje tu ciężki bas
Dlaczego wszystko w świecie jest pięciopalczaste?
Nie chcę poznać odpowiedzi łącząc wszystkie dziury w czaszce
Obce akordy najbardziej wkurwiają mnie
Muszę się najeść tym, co mam, zanim się zamknę gdzieś