Slums Attack
Slums Attack & Grzechu
Slums Attack
Slums Attack & Medi Top Glon
Slums Attack
Slums Attack
Slums Attack
Slums Attack & Born Juices
Slums Attack
Slums Attack & Born Juices
Slums Attack
Slums Attack
Slums Attack
Slums Attack
Slums Attack & Medi Top Glon
Slums Attack & Kasia Klich
Slums Attack
Haha, pustka
[Zwrotka: Peja]
Każdy to wie rzecz oczywista
Liryka zawsze musi być zajebista
Zakochać się w rymach, zakochać się w muzyce
Zakochać się kobiecie, tego się nie wstydzę
Ale moja głowa pusta myśli nie docierają
Chaos w łepetynie rymy się nie układają
Nie umiem, nie potrafię lub nie chce tego robić
Nie wiem dokładnie czy chce komuś zaszkodzić
Nie pouczam nikogo, nie wymagam tego od was
Nie przemawiam do jednostki i nie zagaduje mas
W dupie mam układy i niestałe obietnice
Wiem również, że w tej chwili nikogo nie zachwycę
Świadomość tworzenia, odpowiedzialność za słowa
Składanie układanki niczym Hip Hopowa mowa
Hardcorowy świat niepozbawiony wad, rad, przykazań czy cytatów
Na każdym kroku spotykam cynicznych wariatów
Lirycznych poetów, wierszokletów i wieszczy
Nie mam pojęcia o ilu się powiększy
Pula rymotwórców i kto na tym zyska
Ja, moi kumple, a może ten, co właśnie tryska
Energią, rymem jak zasrany terrorysta
Podkłada ładunek, liryczny pakunek
Upycha rytmicznie, cytuje dynamicznie
To wcale łatwe nie jest, to wcale łatwe nie jest
Nie ponadczasowość tego gówna przetrwa i zasłynie
Chodź chwała za to wszystko z pewnością mnie ominie
Bo gdy będę umierał, to me dzieło się narodzi
A gdy mnie pochowają to się zacznie rozchodzić
Śmierć podaje dłoń tym, co tego chcą
Śmierć wyciąga rękę myślisz, czy się zlękniesz
Śmierć jest zagadkowa i bywa także nagła
Nie przewidzisz, co się stanie, gdy zobaczysz diabła
Szatana, Lucyfera czy jak ta kurwa ma na imię
Nie wypowiesz już nic, gdy śmierć Cię owinie
Wokół swego palca swych kościstych dłoni
Zastanów się co robisz, gdy powiedzą "kurwa po nim"
Więc ciągnę dalej to, co plotę głupotę
Nie mogę już przestać, więc teraz wymiotę
Wyrzucę, wywalę te złości fale
Nienawiść, ha, tego nie ma tu wcale
Chce pozostać sobą, pozostać prawdziwy
Mówić całą prawdę i nie istnieć na niby
Czy muszę umrzeć, aby ktoś mnie docenił?
Czy muszę stąd odejść żebyś zdanie swoje zmienił?
Czy muszę zrobić klip, żeby wszyscy zobaczyli
Żeby wszyscy polubili i kupować zaczęli?
Ten, kto jest w mediach jest znany, poważany
A ludzie z undergroundu to zasrane chamy
Bo mówią nieładnie, może przesadnie
Nie mówią dzień dobry, niecodzienne mają hobby
I mało grają, w ogóle się nie wychylają
Spotykają się w swym gronie, całą scenę w dupie mają
A takich ludzi niezliczone są ilości
Lecz wszystkich ich olać jest zupełnie prościej
Głośniej już dzisiaj nie można przemawiać
Nie chce was buntować, nie chce was namawiać
Sprawa jest prosta, nie dojrzała do końca
Epizod będzie później i nie będzie to radosna
Puenta czy wspaniałe zakończenie
Nawet gdy skurwielom opustoszeją kieszenie
Zawieszenie broni jest chyba niemożliwe
Każdy komuś wrzuca epitety krzywe
Prawdziwe czy nie, tego nie dowiesz się
W sposób opisowy dzisiaj zabawie się
Bo lubię balety, imprezowy styl życia
Małe ruchanko, jaranie, coś do picia
Bez bicia też nieraz się nie obejdzie
Od tego dobrej sławy przecież mi nie przybędzie
W błędzie jesteście, jeśli o nas źle myślicie
Nawet jeśli teraz naubliżam twej kobicie
Robicie, co chcecie, sami dobrze wiecie
Co dobre, co złe, co w porządku a co blee
Każdy chce dobrze, niekoniecznie bezpiecznie
Zdobyć coś by się poczuć zajebiście
Jedni przypalają, inni ładują
Narkomania, alkoholizm, tak stare zgredy trują
Plują, innym życie marnują
Swoje stracili, więc zatrują Cię po chwili
Mili byli tylko troszeczkę
Nie lubią, gdy rymujesz, gdy się kurwa dobrze czujesz
Kładź na nich chuj, czym ty się przejmujesz
Margines muzyczny, do kogo ta mowa
Moja recytacja, to i moje słowa
Co Ci się kurwo w tym nie podoba, dynamizm, realizm nie odlatuje
Za daleko przecież nie jestem kaleką
Nie narażam życia chodź niejedno przeżyłem
Nie w niejedna kawale się w życiu wpierdoliłem
To nadal istnieje i nie mogę się schować
Dopóki jeszcze żyję będę nadal rymował
Niezależnie od formy, niezależnie od stylu
Będę nadal składał rymy, by nie pozostać z tyłu
To już koniec wynurzeń, sentymentów, fascynacji
Nie liczę na to wcale, że przyznacie mi racje
Owacje też nie bardzo mnie obchodzą
To, co zrymowałem nie jest przecież żadną prozą
W mowie ojczystej coś poukładałem
Jak wspomniałem na początku przecież pustkę w głowie miałem
[Refren: Peja]
Pusta, pustka, pustka w mojej głowie
Pusta, pustka, pustka w mojej głowie
Pusta, pustka, pustka w mojej głowie
Pusta, pustka, pustka w mojej głowie
Pusta, pustka, pustka w mojej głowie
Pusta, pustka, pustka w mojej głowie
Kompletna pustka w mej pierdolonej głowie
Pusta, pustka, pustka w mojej głowie
Pusta, pustka…
Pustka was written by Peja.
Slums Attack released Pustka on Mon Jul 07 1997.