[Verse 1: MRL]
Pomyśl, nie chciałem wyjść na Pinokia
Chciałem bardzo zadzwonić ale padła mi Nokia
Czas trwonić? ale do jakiego stopnia
Musze to zrobić, nerwy, a nie mam ognia
Pieprzone bloki, windą wjeżdżam
A to miejsce zatłoczone jak Indonezja
Pasażerowie patrzą w gwiazdy - przedół
Wzrokiem masaże robie - widze każdy szczegół
Siksa - odprawił ją chłopak lub cukiernia
Na jej ustach jakieś resztki to chyba...
Pewna substancja, mam nadzieje, że lukier (o!)
Moja stacja, wysiadam z hukiem
Stoję pod drzwiami, na bank myśli, że olałem sprawe
I w jego oczach oblałem egzamin - Amen
Jak to wyjaśnić - do głowy się wybieram
Kurwa, pieprzone nieporozumienia
[Ref: MRL]
Nie kłam Pinokio bo każdy to pozna
Z reklam nie można kopiować przekleństwa
Ktoś mówi, że nie szczerość to przywara
Ja nie będe już Pinokiem, a przynajmniej się postaram
[Verse 2: MRL]
(yyyy, ale miałem melanż!)
(Wiesz to była bitch, co jak Carmen, no prawie)
Znam typa który notorycznie kłamie
(pojechałem z nią w góry, gorący sex I koktajl)
A ja już z reguły mam go za Pinokia
(potem w chmury, awionetka do słońca)
Zaczyna go ponosić, ale poczekaj do końca
(dalej kapsuła czasu, jura, prekambr...
O kurwa poleciałem, muszę uciekać!)
Tylko na to czekam
[Ref: MRL] x 2
[Verse 3: MRL]
(Ktoś kiedyś)
Puścił plotke, że wciągam fetę - to Pinokio
Może to dlatego, że jestem chudy jak John Stockton
Wiesz? nigdy nie paliłem zieleni
Co dopiero wciągać gówno do nozdrzy - przelicz (1, 2, 3)
Ile fałszu miesza się z prawdą
I czy mądrzy ludzie chodzą jak Pinokio - za mną
Z fartem, że nie mieszkam w Tokio
Bo minikamery zasłoniły by mi okno
Niby, niby plotką można wytrzeć dupę
Zanim ten bezsen nie będzie znał granic
Wiesz, twój fałsz jest celny jak Dick Cheney
Zamiast we mnie trafia w twoich ludzi bezczelny
Zanim wyplujesz kolejny fałsz z gardła
Przypomnij sobie ,że fałsz wróci - to karma
[Ref: MRL] x2