Przed świtem obudziłem sie by życ
Wplątany w cudzą pościel, w cudze sny
Pomiędzy pozadaniem, a rozkoszą tkwi dolina nocy
Skazany na ponury miejski zgrzyt
Osnuty przescieradłem brudnej mgły
Chcąc ukryc sie przed soba samym
Chlałem wóde w dusznym barze
Lecz przecież Bóg dobrze wie
Dlaczego dławi mnie wstręt
Dlaczego strach nabiera mocy I zniewala rozum
Na pewno każdy choć raz
Utracił wiare jak ja
Obym nie bliżej stał
Sennego dnia w królestwie mroku
Prorocy porzygali sie I spią
Poeci umieraja w grobach strof
Anioły smierdzą potem, zrą kiełbasę
Maja w dupie żywych
Zginęła w niepokoju wielkich miast
Osnuta huraganem durnych spraw
Maleńka tajemnica - bycia w ciszy
Lub po prostu bycia
Ginie nadzieja I moc
Rośnie apetyt na zło
Zwycięża ci, co nienawiscią silni
Szydza z innych
Nad miastem wyrósł jak krzyk
I zamknąl drogę do gwiazd
Ogromny wstyd I strach przed ciszą
Eteryczna
Mimo ze zgubiłem się
Mimo ze zabrnąłem w mrok
Wymieszałem z blotem krew
Ocaleje mimo to
Trzeba uprzytomnic sobie ,że
Nawet kiedy wszystko straci sens
Znajdziesz przestrzeń, gdzie
Wielka wiara tłumi lęk
I jeżeli tak ma być, że pomimo wszystko
Ja wydostanę się
To chyba warto
Wierzyć
Mimo, że...
[Tekst i adnotacje na Rock Genius Polska]