Nie mamy zapasowych kół, ani słów gdy się budzę
Znów w moim porannym kogucie
Popadamy w cug, a nie w jakiś krzak malin, bo to głupie
Huj
Nie mogło się obejść
Wali w dynks, potem w huja, potem syf na odmułe
Bicz plis, w moim wehikule pale lufe
Jeden rzut tylko są prawdziwe co niektóre
Jak ja nie wiem już, już nie jeżdżę nocnym autobusem
I nie mów kurwa, że to nie jest smutne i nie zdrowe
Wydobywam gol z twoich pociech
Za mną jest drużyna ludzi, którzy wcale nawet nie są człowiek
I to się nie skończy dobrze, ani trochę
Podpaliłem włosy twojej starej
Dyrdymał za dyrdymałem, Bypass nie zna granic
Stampel ci pieczątkę kurwo odbije na twarzy
Żebym wiedział na urwanym gdzie mam trafić
Kłamiesz
Młody kalesoniarz, ja chciałbym nosić koronę
Moje ziomy skaczą z okien kręcąc instastory
Wokół mnie są zwłoki i patrioci i kartony i obrońcy roślin
I rozpierdolone związki
Somalia, Somalia tresowane iguany
Rzucamy włóczniami w skurwysynów z ZTM'u, żeby się nie uśmiechali
Kiedy mijamy perony konno
Wyjebane na krawaty rzucam fekaliami
Moje, moje snacki, jebać lapis, zbieram smakołyki
Same rarytasy mi wpadają kiedy open kieszeń
Nie jestem pierwszy wrzesień, dziwko jestem grudzień sierpień
W mojej szufladzie graty
Dziwko cracked intercity
Dziwko tam było dwa razy, czemu?
U mnie tylko przegrywanie
Nie da się nie zauważyć
Skoro na twarzy mam to wypisane
Mało już po nas zostało
(co?)
Nie potrafię tylko tracić
(nie)
Nie uznaję waszych bohomazów
Wyjebane w wasz estatyzm