Spotkałem ją samą w zimową noc
Śnieg sypał jak skurwysyn na dobranoc, na blok
Widziałem ją samą ubraną miss Kanady ziom
Nie widziałem oczu bo kaptur zakrywał twarz jak ściany chrom
Oczy blade dość, jakby słońca nie widział
Chociaż czasami dopadał kąt nawet jak była zima
Blask okrywał ulice, lecz ona nadal stała w cieniu
Tyłem twarz odwrócona, jakby potrzebowała serum
Chociaż parę lat temu, może była jedną z najlepszych
Może szuka szczęścia tu a może czeka na śmierć dziś
Nie wiem jak to określić, ale nagle pokazała tą
Twarz pod oczami doły, jakby conajmniej brała w nos
I stoję z nią w tą ciemną noc, widzę jak patrzy na mnie
Temperatura minus zima ostra jak blady skalpel
A czasami kradnie mi spojrzeniem jej
Zamarza w żyłach krew ale nie dlatego, że zimno jest
Lecz dlatego że blisko niej jestem, i coraz bardziej bliżej
Nie odrywamy wzroku a twarze jak w niemym kinie
Do dzisiaj nie znam jej głosu bo nic nie powiedziała
Może wiedziała co ale czekała aż zrobię to dla nas
Ale ja bez słowa stałem dalej
Zamarzałem tu, ale patrzyłem jak zmienia się w kamień
Dziś na moich oczach ale nie zdążyłem nic zrobić
Nie wiedziałem jak jej pomóc w tej zimnej i ciemnej nocy
Dalej stałem tam, chyba czułem to samo co ona
Gdy pisałem "Twarze z betonu" nie myślałem, że zdoła
To dosięgnąć i mnie, nie wierzyłem w prawdziwe słowa
Ale wiem, że to nie los mnie tu przywiódł, a moja wola
Ciekawość nie daje snu, plus to pierwszy stopień do piekła
I już nie wkurwia to -30, bo nie mam serca
Które powoli zamienia się w kamień i już nie wiem co sie dzieje
Nagle otwieram oczy, jestem u siebie