[Verse 1 : Kawior]
Miał błękitne oczy i miał jazdy o tym
By robić ciągły dym i mieszać się w kłopoty
Afera, życie deptało po nim nieraz
Depcze i teraz gdy szpera w zakamarkach komputera
Jej zdjęć, spora ich część, pod cenzurę podlega
Dla niego nie jest szanowana nawet intymna sfera
Miał ją za nic, bo trzymała z frajerami
A oni wszyscy tacy sami, stali pod jej blokiem godzinami
Nie miał złudzeń, rzecz której znieść nie może dłużej
Jest sama sobie winna, i chociaż zdjęcia przerobione
Fotoszopem naznaczone to dają ukojenie
Została już rzucona z kolan
Ona żyła do tej pory dość skromnie
Dom, szkoła, no i czasem na siłownię
Czuła się jakby była w jakiejś klątwie
Ile by dałaby za to by zapomnieć
Klasa nie wierzyła, że zdjęcia nie są jej
Ej, popatrz na to ziom, skopiuj i wklej
I tak rozeszła się plama po szkole całej
Ona tak nie może dalej i przychodzi do mnie krzycząc...
[Chorus : O'beats]
Za każdym razem kiedy ktoś przychodzi i o niego pyta
Ode mnie słyszysz - nigdy nie widziałem typa
Nawet gdyby codziennie była z nim zbijana wita
To ode mnie usłyszysz - nigdy nie widziałem typa
Nigdy nie widziałem typa, nigdy nie widziałem typa
A gdzie go mogę znaleźć? Nawet nie znam typa
Nawet gdyby codziennie była z nim zbijana wita
Nigdy nie widziałem typa, nigdy nie widziałem typa
[Verse 2 : O'beats]
Spowalniał krok, za każdym razem gdy zapadał zmrok
I to nie przez to że w nocy miał nieco gorszy wzrok
Czuł że to ten rok ale na pewno nie po to żeby odejść
Do jego śmierci zostało jeszcze kilka podejść
Zawsze gdy go namierzali to przypadkiem tracił zasięg
Latał na pigułach, już swego laboratorium pacjent
Rozboje i napady, miał to po swoim bracie
Coś w końcu nie pykło, miał kominiarzy na chacie
Raz oblał testa na pomyłki miał dużo miejsca czasem
Latał po kreskach miał się spodziewać dziecka a że
W duszy sam był dzieckiem mówiąc vice versa
To nie zmieni pampersa pijąc jacka danielsa
Do tego pełna teczka, haków miał dużo a gdyby
Był wędkarzem to by łowił tylko same grube ryby
Nie lubi kamer, co puszczają parę
Po zmroku jak coś wypływa i tak on uchodzi w tłoku
[Chorus]
Zazwyczaj kiedy na ulicy ktoś o niego pyta
Ode mnie usłyszysz - nigdy nie widziałem typa
Nawet gdyby codziennie była z nim zbijana wita
To ode mnie usłyszysz - nigdy nie widziałem typa
Nigdy nie widziałem typa, nigdy nie widziałem typa
A gdzie go mogę znaleźć? Nawet nie znam typa
Nawet gdyby codziennie była z nim zbijana wita
Nigdy nie widziałem typa, nigdy nie widziałem typa
[Verse 3 : Rudxbwooy]
Nie pytaj mnie czy znam typa
A czasem pytał czy nam może pomóc
Czasem na przypał sypał z worka tam na schodach komuś
A nigdy by nie wsypał z nich żadnego, znał zasady
Ale to za mało, by obdarzyć typa zaufaniem
Bo jak typ nie ma do stracenia nic, to trzymaj dystans
Jak w źrenicach widzisz obłęd, to go nie przeczytasz
Pijanym wzrokiem błądził nam po twarzach nieraz
Mówił dorzuć się na browar, odpowiadam szczerze - nie mam
I witasz jak swojego? ale zwacha
Bywa jesteś kolegą, tylko kiedy się opłaca
Krechy na blatach, to biznes nie przyjaźń
Kolejny przepada, nie widzę ich dzisiaj
Może to twój koleżka, a może znałeś takich
Znikają nagle, wyjeżdżają gdzieś, idą do paki
Na osiedlach to normalny schemat, czasem bywa
Ale jak mnie pytasz, to poważnie kurwa nie znam typa
[Chorus]
Zazwyczaj kiedy na ulicy ktoś o niego pyta
To ode mnie usłyszysz - nigdy nie widziałem typa
Nawet gdyby codziennie była z nim zbijana wita
To ode mnie usłyszysz - nigdy nie widziałem typa
Nigdy nie widziałem typa nigdy nie widziałem typa
A gdzie go mogę znaleźć? Nawet nie znam typa
Nawet gdyby codziennie była z nim zbijana wita
Nigdy nie widziałem typa, nigdy nie widziałem typa