Jest siódma rano palę hash na squacie zmuszam sukę do wymiotów
Moja nuta leci w radiu rano kiedy stoisz w korku
Dzwoni do mnie baba z korpo pyta czy zrobię reklamę
Walę alfę mówię proszę powtórzyć pytanie
Kim ty kurwa jesteś pytam typa który mi sprzedaje picie
Podpierdalam mu napiwek i wybiegam na ulicę
W okół sami troglodyci jakbym odwiedził Białystok
Wlewam se do kawy smirnoff idę uraczyć się rysą
Jest brak rzeczywistości
Czuję go jak chodzę ulicami jakbym zdzierał sobie skórę z twarzy lodem
Jest brak rzeczywistości
Piszę go dużymi literami na płacie czołowym żeby nie zapomnieć
Zmęczone mięso jebie nudnym życiem żelbetonu
Przechodzę treść zwłok miasta jak spóźniony metawirus
Dziś osiemnaście osób się wpierdoli pod autobus
Nie chodziłem do sogo ale ja też nie mam wstydu
Kurwo jestem na Bronxie piorę twoje pieniądze
Mam flouer w sobie bo od dziecka oddychałem smogiem
Zrzygałem się jak usłyszałem co mówisz o sobie
W taki sposób jakby to nie było wcale przypałowe
Złapałem jetlag pomiędzy duchotą i przeciągiem
Zepsute oczy wiecznie chciałyby być karminowe
Parada zniesmaczonych części społeczeństwa
Orze ziemię i użyźniają swoim nawozem
Naprawdę ja chcę tylko żeby każdy narodowiec
Podciął sobie kurwa żyły tępym gwoździem i się spalił
I żeby te bloki zostały gdzieś później wyrzucone
Tak żeby już więcej nic z nich nigdy nie powyrastało
Czy miniemy się z prawdą omijając stosy kału?
Czy panaceum są kawałki kaza bałagane?
Po chuj umierałem skoro miałem się budzić rano?
I po co to pytanie?