Budzę się, mając Hiroszimę w bani
Cała moja flota utopiona jak Titanic
W telefonie SMS od jakiejś miłej damy
Melanż próbuje pokrzyżować moje plany
Nie daję za wygraną, chcę rozwiązać zagadkę
Bo jestem bardziej najebany niż wczoraj, gdy się kładłem
No ładnie, synek, nic się nie nauczyłeś
Promile są wyczuwalne na mile, ziom
Ledwo żyjesz, kac kopie po tyłku
A miałeś oddać kopie to masteringu
Czy marzenia o sławie utopię w drinku?
Czy moje płyty nie będzie przez to na rynku?
Nie może być, muszę iść, choćby nie wiem co
Co się śmiejesz, że się chwieję? Spójrz na siebie, co?
Zimny prysznic by pewnie mnie ustawił w pion
Poleci refren, a za chwile będzie dalszy ciąg
Nikt jeszcze nie wie, że to dzisiaj
Nikt jeszcze nie wie, o co chodzi
Jakbym kiedyś to słyszał
Ktoś musi umrzeć, żeby ktoś mógł się narodzić
Flint, Czarny Charakter
W kieszeni mam płytę matkę
Plus pusty portfel i pełną samarkę
Wysypujesz szpinak na kartkę
Naprawdę, muszę iść już napędzany warszawskim funkiem
Gaszę gwizdek i sływam, sprawdź mnie
W windzie sąsiedzi już prowadzą dywagację
Na temat, czy ja ciągle mam wakacje
Czy palę trawkę i czy w planie
Mówiąc o tym, mają rację
Sąsiedzi, nie wiem, o czym jeden z drugim bredzi
Jadąc piątego wolę wysiąść na trzecim
Zbiegam po schodach, ale kac mnie męczy
Na posadzkę wypluwam paczkę o kolorze tęczy
Nie może być, muszę iść, choćby nie wiem co
Co się śmiejesz, że się chwieję, spójrz na siebie, co?
Może klin, proszę, Flint, nie tym razem, ziom
Poleci refren, a za chwile będzie dalszy ciąg
Nikt jeszcze nie wie, że to dzisiaj
Nikt jeszcze nie wie, o co chodzi
Jakbym kiedyś to słyszał
Ktoś musi umrzeć, żeby ktoś mógł się narodzić
Ledwo docieram na patelnię, ale czarno widzę ten trip
Swój dobowy rano przerobiłem na tip
Pierdolę, wrzucam EPMD
Mówię „Let The Funk Flow”, przeskakując barierki
Jadę metrem zasłuchany w dźwięk
Jeszcze zanim dojeżdżam na ratusz mijają ze dwie piosenki
Gdy pociąg wjeżdża na stację
Na peronie ludzi tłum, ale już dostrzegłem wydawcę
Wychodzę, jest problem, stoi kanar i pies
Wtedy tak, jak Tedego w trasie złapał mnie stres
Jeden kanar, drugi pies, nie pytam już o co cho
Muszę biec, mijam wydawcę, biegnę w stronę barierek
Jakaś kobieta krzyczy, że się zło dzieje
Wydawca w szoku, więc kanar go odepchnął
Nie wierzę, że ten koleś wrzucił go pod metro
Teraz już wiesz, że to dzisiaj
Teraz już wiesz, o co chodzi
Jakbym kiedyś to słyszał
Ktoś musi umrzeć, żeby ktoś mógł się narodzić
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]