[Wstęp: Menda]
Co się gapisz kurwa?
Bez pracy nie ma kołaczy!
(Bez pracy, bez pracy, bez-, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma)
[Zwrotka 1: Cichoń]
Mogę być świrem
Pod koniec dnia to jednak ja coś tam wymyśliłem
Obym miał siłę
Pod domem staw i parę roślinek
Myśli mam sine
Oby ten track Ci rozjebał dynię
Myślę, że trochę cały świat się trzyma na ślinę
O tym nawinę
Jebać ich rap, nigdy takiego nie lubiłem
Wiozę ziomkom zajebisty stuff i też taką nowinę
Patrzę jak to leci w dal, w sensie to czym wczoraj rzuciłem
Jestem jak cel-pal już się to tli jak kominek
[Zwrotka 2: Menda]
Jeszcze trochę pociułamy i się to rozbuja
W siebie nigdy nie wątpiłem, z nich zawsze był ubaw
To znaczy, że serio hula, a skoro [?]
Dla tych kurew kręć ambulans, zaraz nasza tura
Chcieliby piec nasz chleb zapuszczając żuraw
Ty niezły ratatouille, ale mam trutkę na szczura
Jak Krenzu gotuje to biały zdejmuje durag
Już ze mną tylko dobre mordy, [ty wiem?] lecisz w chuja
Wyjebane co było, zapomniałem uraz
Nie, nie mogę wziąć pod uwagę waszych uwag
Ta może i zaczęły mi wyrastać pióra
Powiedz kto se tak polata, kto jak my pofruwa?
(ej Krenz [?])
[Zwrotka 3: Jaran]
Nowe rzeczy dużo lepsze niż wy
Gówno zmiata mnie palety ja dodałem cały pył
Byłeś zły — pokazałeś kły, ale to na tyle
Myślą wszyscy już w domyśle, że trzeba zabrać style
Już nie kalam o idoli, bo dawno tam nie byłem
Ale mogę was przeszkolić, to jest żaden jest wysiłek
Ty już dojedź z tym, dawno od nas wyszedł tylko teaser
Bawi w chuj, w którym miejscu wciąż, wybaczcie rozkminę
Nie słyszałem jeszcze szeptów, palę dychę nawet w tydzień
[Outro]
Bez pracy nie ma kołaczy!