Już od zarodka wiedziałem, że muszę piąć się w górę
I być ponad, prezentować tylko kontrkulturę
Być pewien swoich czynów, słów i przekonań
I podnosić głowę z dumą, ocierając krew z kolan
Od zawsze muszę walczyć z dumą jak Georges St-Pierre
Ja piroman idę po spalonych mostach wbrew
Wszystkim tym, którzy czczą w swych osądach gniew
To dla mnie norma, wiesz, bo nie dbam o format klęsk
Już za dzieciaka poczułem, jaki smak życia jest gorzki
Ja pretekstu to skurwiel, który bywa nieznośny
Ale dzięki temu gram z honorem, bo mam pokorę
A przez swoje silną wolę, nie potrafię być aktorem
Nie spotkasz mnie nigdy w kolejce do wolności
Bo z domu wyniosłem coś więcej niż wartości
Wziąłem miłość, pasję, szacunek do swych bliskich
I dzięki temu wszystkiemu jestem, kurwa, autentyczny
A gdy już jestem dorosły, odkryłem upadek zasad
Akceptować taki świat to jak się z katem bratać
I wylicz teraz, brat, jaką poniosłem stratę w ratach
To nic, zawsze będę chociaż w garstkę trafiać
To konsekwencja, środkowe palce wysoko nad tłumem
A mój ciągły napór jest tylko istotą tych posunięć
Bo nie boję się porażki, choć to śmierci bogom
Bo zawsze wyjdę ze słowem na ustach przeciw czołgom
Zabija mnie idealizm, choć będę konał w piekle
Nie wyzbędę się tej wiary, wiary w w siebie, w ludzi, w pasję
W czystą prawdę, choć takiego horroru nie zrobiłby Hitchcock Alfred
To wszystko marnie wygląda z mojej perspektywy
A duma każe konsekwentnie zapiąć klęskę w dyby
I choć coraz ciężej jest mi łapać wdech
Tu walczę w imię ludzi, którzy polegli na Tian’anmen
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]