(Verse 1)
Był czarno-srebrny, pisało się nim dobrze
Na najlepsze teksty, w końcu był od niej
W dłoni leżał wygodnie jak spodnie szerokie
Wziąłem go tego wieczoru, bo myślałem, że przekroczę
Drzwi kolejnego poziomu. Prawie majstersztyk
Poprzeczka coraz wyżej, bo chcę odwiedzić księżyc
Wziąłem zeszyt, czyli około_sto kartek
Swoją czystością mówiły: ‘Bierz nas na ostro, Jankes’
Przewróciłem okładkę na stronę pierwszą
W rogu zapisałem jak zwykle datę ówczesną
Ustawiłem krzesło, uwaga zaczynamy!
Ale zaraz, bo mam chyba jakieś plamy przed oczami
Wzrok w chuja się bawi, jakby brak mi witamin
Jakby bat com go spalił zrobił mi oczu paraliż
Jebane cannabi napierdala mi na zmysły
Patrzę na długopis a on jakby ożył i
(Chorus)
Mówi do mnie: Ziombel, weź mnie rozkręć, bo chcę
Sobie spojrzeć na to co nazywasz moim środkiem
Ołmen, ten wkład to istne ostrze
W dłoń mnie Dżank weź, zaraz coś pierdolniem
(Verse 2)
Mówi: Poczekaj moment, tylko się dostroję
Aby współgrać z twoim dzisiejszym humorem
By horrorem ten wieczorek skończył się gdy pierdolone
Talenty moje i twoje znów zostaną połączone
Ziomie to wiesz przecież bowiem gdy mną kartkę czeszesz
To sam sobie myślę, że tymi słowami grzeszę jak człowieczek
Aczkolwiek się cieszę gdy osiągam nowy poziom
Wiem, że ty chcesz wejść na ten, co jeszcze nie śnił się ziomom
Długa droga przed tobą, ale będę trzymał kciuki
To samo mówił mikrofon a więc nie masz opcji skuchy
Zresztą wiem, że nie dasz dupy, bo po tych paruset tekstach
Które razem spisaliśmy wiem jaka jest twa percepcja
Wiem, że ten świat postrzegasz jako przedsionek
Do tego co naprawdę będzie ci przeznaczone
Choć nie ukrywajmy ziomie, pierwiastek megalomanii
Zawarty w tobie wcale ci tego nie ułatwi
(Chorus #2)
Mówi do mnie: Bombę pierdolniem, tak by przechodnie
Pod oknem, myśleli, że po domu jeździsz czołgiem
Ty i ja - nasz skład to konkret
Zatem patrz jak tworzy się historię
Dalej ciągnie, że on wie, coś czego ja tu nie wiem
Że jeśli chodzi o przyszłość, jest w stanie ją przepowiedzieć
I się śmieje, jednak mówi, że nie zrobi tego głupstwa
Bo wie, że dla mnie wróg to męska forma słowa wróżka
I chuj tam, mówi żebym się jednak starał
Bo jemu też się marzy mieszkać tam gdzie leży pałac
Potem mówi czas spierdalać, czas za szybko umyka
Dalej będę cię pilnował, ale już tylko z ukrycia
Teraz wybacz i spójrz w ten ciemny pierdzielnik
To jak faceci w czerni, czyszczenie pamięci
Bądź dzielny i nigdy, przenigdy się nie poddaj
Wbijaj level na kartkach jak no-life’y przy kompach
To przychodzi łatwo gdy dusza tego głodna
Zaczynaj od teraz! Ognia!
Akurat tego dnia byłem po konopi
Powiedziałem tylko: ja pierdolę, gadający długopis
(Chorus #3)
I odszedł choć wiem, że to tak zadziałał joint ten
Choć chodził mi po głowie przez długie tygodnie
Dzisiaj Jankes pali zdecydowanie tego mniej
Choć zdaję sobie sprawę, że Stwory pachną bongiem