[Refren]
Nocą idę na robotę, żeby zapomnieć, a była piękna
Nie mogę życia mieć na potem, spalony topem, ona klęka
Zasadziłem drzewo na dzielnicy jak byłem dzieciakiem, a tam teraz pętla
W nowych butach ujebanych błotem idę późną nocą tam, gdzie nikt nie zerka
Nie mogę zasnąć w noce i we dnie
Nie tak dawno kimałem na glebie
Przepraszam matko, na głowie ciernie
Anioły, demony śmieją się ze mnie
Anioły, demony śmieją się ze mnie
[Zwrotka]
Chcę diamentowy Cartier wysadzany jak Al-Ka’ida
W głowie papier, uderzamy z tym jak strzał Khabiba
Matka ciągle płacze, bo w tym życiu nadal bida
Raz tylko jej coś wrzucili, odjechała stąd jak Arriva
Ciągle na haju, nie widzę na oczy, więc mendę rozpoznam tu węchem
Nie potrzebuję zdjęcia jej dupska skoro w internet wypuszcza rentgen
Tyle w tym siedzę, że nawet nie wiem
Wpada to kurwę męczę, zgarniam bankroll i któryś serce
[Refren]
Nocą idę na robotę, żeby zapomnieć, a była piękna
Nie mogę życia mieć na potem, spalony topem, ona klęka
Zasadziłem drzewo na dzielnicy jak byłem dzieciakiem, a tam teraz pętla
W nowych butach ujebanych błotem idę późną nocą tam, gdzie nikt nie zerka
Nie mogę zasnąć w noce i we dnie
Nie tak dawno kimałem na glebie
Przepraszam matko, na głowie ciernie
Anioły, demony śmieją się ze mnie
Anioły, demony śmieją się ze mnie