Tysiące planet czerwonych, niebieskich...
Tysiące planet dalekich, milczących -
I ona jedna jedynie zielona
I ona jedna jedynie mówiąca
Jak na się słowo rozwija faliście
Ile języków na tej jednej ziemi!
Już nie z kamienia, żelaza czy brązu
Lecz definicji wiek nastał rozlewny
Każda twa czynność znajdzie określenie
I sens szczególny mają wieczorne igraszki
I ból człowieczy i sycenie głodu
Powrót do domu, wyjście do ogrodu
Puste twe miejsce w muzeum woskowym
Lecz parafinę leją na stopy
Byś był układny i nie zbaczał z drogi
I by cię łatwiej łowcy słów dopadali
Byś się uśmiechał, by ci to w krew weszło
Jak mycie dłoni, zębów i poranna kawa
Choć gładkość twarzy ucierpi boleśnie
Wciąż się uśmiechaj - na skalpel za wcześnie
I każde słowo niech będzie kuliste
Słodkie, jak plaster lipcowego miodu
Może cię dojrzą choć na siódmym planie
Słowem obdarzą pochlebnym jak chlebem
Tak wszędzie słowa, słowem osaczenie
Wszystko nazwane, bądź nazwanym będzie
Ze słowem biegnę do ciebie w milczenie
Ze słowem biegnę do ciebie w mówienie
Tysiące planet czerwonych, niebieskich...
Tysiące planet dalekich, milczących -
I ona jedna jedynie zielona
I ona jedna jedynie mówiąca