Nie ma płaczu dawno, szacun dla tych, którzy już przeżyli bagno
I mnie zmiata młody, który jest gotowy się na życie targnąć, bo mu wróżą bardzo źle
(?) bagno i wszystko za banknot, nie warto
Najbogatsi to są często cicho, bo dziś sama kasa to już nie bogactwo
Zobacz, mamo, co się dzieje ze mną
Ja za brata jestem gotów na morderstwo
87 mam na klacie, chociaż czasem to to miasto bym zamienił na przekleństwo
Zobacz, mamo, dla mnie zawsze byłaś jak ten anioł
Co mi dawał pokój w świecie brudu, pokus, alkoholu, leków i tych ludzi wokół
Tyle kroków, gdzie nie stawiać nogi mam po zmroku
I unikać tych jebanych bloków
Ile łez przy oku i ziomali ze sprawami w toku
Mam całe zaplecze bólu i rozpaczy
Kontakty do biednych i do tych bogaczy
Ale czy to tak naprawdę dzisiaj jeszcze coś tu znaczy?
Szczerość, za tę parę stówek latałem na peron
Potem kluby, fura, zero, melo
Kiedy oni dla mnie lali kielon
Chłopcy... Gdzie teraz jesteście?
Liczę, że nie zobaczę was nigdy w potrzebie
Ja na melanżach, gdzie oni wlewali, do końca nie tykałem nic
Nie miałem chęci i czasu, żeby z nimi pić
Praca to do dzisiaj jedyna wiara jest jaką wyznaję
I mimo braku efektów, nigdy nie przestaję
A mając szesnaście w Aparacie kupiłem se łańcuch za kafla
A sam nie wiem po co
Potem zgubiłem mój jedyny sygnet od dziadka
Chuj z jaką wagą i kwotą
Miał znaczenie sentymentalne
Jak moja muzyka
Miał zostać przy mnie na zawsze
Karmię się sztuką, długo myślałem, że chcę na tym w końcu usiąść
Patrzę na obrazy, że mnie obrażają nie czuję urazy
Też pewnie bym tak robił jakbym był jak oni
Kopia nie dorówna oryginałowi
Pozdro chłopcy dla was, ale tutaj sztuka
Tu wszystko, czego szukam, tu wszystko czego...
Chcieli po mnie jeździć to się przejechali
Ich koi molly
Mnie koi grammy, my tak nie gramy
(?)
Popijam z ziomale pewność, co by zabił za mnie
Piszą do mnie, że ich boli, że ja mówię prawdę
A co mam mówić? Wolę własną ścieżkę deptać, bo po ludziach to zbyt łatwo jest się zgubić
Rozmowa jak rynsztok, nie dam się wytropić wilkom
Wisła koiła ból, a teraz to mogę już wyjść stąd
Jestem sobą, zawsze byłem, myję ręce z błota, zawsze byłem
Koi portfel (?)
Mam tyle dobrych ludzi, mam przy sobie to mi zawsze daje spory spokój w głowie
Tyle krwi wylałem, żeby było dobrze
Niech któryś mój ziomal ci powie
Oni widzą najwięcej, jak przed majkiem trzęsą mi się ręce
Bo to dla mnie najważniejsza, ja chcę mówić z sensem i więcej
Mleko rozlało się dawno
Postawiłem wszystko na muzę
Choć nie raz mi to serwowało, jebane gromy i burze
Lata zanurzeń, żeby się odbić od dna
I mimo tego, ja nadal chcę grać
Jestem porównywany do ludzi, co nie mają sensu w tekstach
Nie szanuję muzy, w której nie ma grama piękna
Odbij od nich, odbijam na zawsze, to jest już mój list pożegnalny
Mnie nie jara bitwa, jara porozumienie w sposób werbalny
Tylko rozmowa, gamonie, jak nie umiesz gadać to odejdź
Robimy sztukę dla piękna, jebac te liczby i jebać te zdjęcia
Ziomal maluje obrazy, tak siebie wyraża i to jego głos
Ja nagrywam wokal pod bity i jednoczę ludzi, mi nie spadnie włos
Ludzie oddają szacunek na dm, kupują muzę na platformach
Nadal ciązy na mnie ta jebana presja, bo ktos mi się ciągle przygląda
Ja nie piszę po lejbelach, choć z dołu do nich krzyczę glośno
Nie wysyłam do nich dema i czekam aż same wyrosną
Poznałem branże od strony backstage'u, nie ma się czym chwalic
Walka zawsze jak na cage'u, ale chcę, żebyśmy wszyscy tam stali