I po co ten pośpiech, ten nieustanny, na oślep bieg
Na wszystko dokoła stale zachłanny, przed siebie pęd?
Od świtu do zmierzchu, nocą do rana, rozwarcie ust
By zawsze móc więcej, jeszcze w nie złapać, niż zmieści brzuch
I po co to ciągłe chciwe liczenie, kto więcej ma
Bez sensu i celu wieczne krążenie, jak ćma, jak ćma...
Wielkie nic tobą wykarmione
Wielkie nic, nawet trochę mniej
Jakby zero uwieńczone wiankiem zer
Wielkie nic w siebie zapatrzone
Potem już dalej cisza
Bez muzyki, przetańczony cały bal
Wielkie nic, skrzętnie uzbierane
Wielkie nic, choć z pozoru coś
Wychodzone, wybiegane, piękne dno
Wielki nic, w tobie zakochane
Puste jak oczu twoich blask
Tyle z tego, tyle z tego w końcu masz
Tyle z tego masz
Tyle z tego masz
Tyle z tego masz!
Czemu to nagle, czemu to wszystko, na serio tak?
Bez piłki, czy z piłką wciąż na boisku, za faulem faul
Skąd cała ta sławna siła przebicia, ten dziwny sport
Czy to jest naprawdę sposób na życie, niech powie ktoś!
Wielkie nic, skrzętnie uzbierane
Wielkie nic, choć z pozoru coś
Wychodzone, wybiegane, piękne dno
Wielki nic, w tobie zakochane
Puste jak oczu twoich blask
Tyle z tego, tyle z tego w końcu masz
Tyle z tego masz
Tyle z tego masz
Tyle z tego masz!